Wciąż patrzę w niebo, choć gwiazd już nie widzę.
Zaczynam wątpić nawet w ich istnienie.
I zaślepienia swojego się wstydzę.
Pustego żalu nad własnym cierpieniem.
Zbyt wiele czasu zapatrzony w słońce.
Któremu byłem jedynie kaprysem.
Bielmem pokryte źrenice płaczące.
I wypalone serce, o tym piszę.
Lecz jeszcze szukam dłońmi po omacku.
Przecież ostatnia umiera nadzieja.
Do słońca tęsknie i do jego blasku.
Ale noc pusta i ciepła już nie ma.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz