O mnie

Moje zdjęcie
Czasem wierząc w ideały tracimy marzenia.

czwartek, 8 czerwca 2017

Tak!

Nektar i ambrozja.
Utraciły smak.
Słoneczne promienie,
jakby mgłą spowite.
Dawno zapomnieli,
że mówili... tak.
To sakramentalne,
tak... na całe życie.

Pośpiechem umknęły
spacery wśród marzeń.
Spowszedniało bycie,
już dosyć go mają.
Chociaż tak pragnęli
razem się zestarzeć.
Banalni w swych oczach,
wciąż wrażeń szukają.

On ciągle jest w pracy.
Ona wiecznie chora.
Dał mu los kochankę.
Jej adoratora.

Wszystko tak banalne,
gdy w drzwiach się mijają.
Szybki pocałunek,
nieobecny wzrok.
I to przeświadczenie,
że jednak kochają.
Tylko los ich szczęście
przesunął o krok.

Wieczorem w samochód.
Zaparują szyby.
Czy ciemna uliczka,
czy też jakiś park.
I każde z osobna,
pragnie być szczęśliwym.
Pierwszą namiętnością.

I swym pierwszym... Tak!

Gdy pora zejść na ziemię.

Już wierszy więcej nie piszę.Bo przecież wiersze, nie życie.
I lepiej jest kiedy milczę, na szczycie ośnieżonym.
Czekając aż do mnie przyjdzie i oczy zamknie o świcie.
Zgasi ostatnią tęsknotę za szczęściem, ciepłem, domem.

Marzenia jakże są przykre, kiedy ich spełnić nie możesz.
Gdy siedzę tak samotnie na szczycie wielkiej góry.
Zmęczony odpoczynku i wiary szukam. Boże.
Uczyń ślepym i głuchym i daj mi wiarę w bzdury.

Jeszcze do pełni szczęścia proszę, uczyń niemową.
Bo przecież wszystkie słowa straciły już znaczenie.
I tylko serce zostaw by biło wciąż miarowo.
Do końca odmierzając. Samotność i cierpienie.

Autor

Dawno zapomniał
od kiedy tworzy.
Dla swego dzieła
każdy dzień.

Wstrzyma go tylko
śmierć, gdy położy.
Na szklane oczy
monety dwie.

Całe swe serce,
wysiłek wielki.
Ciągle upiększa,
tak stara się.

Z polotem wielkim
życie ułożyć.
Godne wyzwanie.
(mistrzu)
Czyż nie?