Drzewa zasnęły, usta spragnione.
Niebo i ziemia są siebie bliżej.
Zostały sprawy niedokończone.
Mury przekornie niech pną się wyżej
Rosnąc w mych oczach chociaż upadły.
Zostały tylko zgliszcza, ruiny.
Czy obudziłem się nazbyt nagle?
Mroźnym oddechem bezdusznej zimy?
Świat wyobrażeń w barwy bogaty.
I jeszcze w uszach tango wybrzmiewa.
Choć oczy dawno widzą negatyw.
Jednak zwycięża serca potrzeba.
Ogień rozpalę , drewna dorzucę.
Płomień zatańczy gdzieś w okiennicach.
I z głębi duszy dumkę zanucę.
Cóż dalej zrobię? Co za różnica?