I mogę Ci oddać swój kostur żebraczy.
Ostatnie łachmany też mi do niczego.
Tak wspaniałomyślnie, bo mogę przebaczyć.
A czy Bóg wybaczy? A co mi do tego?
Niechaj życie płynie radością, swawolą.
Ten uśmiech szyderczy co z twarzy nie znika.
Coraz obojętniej, gdy rany nie bolą.
Ty, fałszywy anioł z duszą nikczemnika.
Wiem, kiedyś odejdziesz bom Ci do niczego.
Żar ostatni zgaśnie, popiół się wykruszy.
Serce mi nie zniesie bólu piekielnego.
Szukaj ukojenia aniele bez duszy!