O mnie

Moje zdjęcie
Czasem wierząc w ideały tracimy marzenia.

poniedziałek, 22 maja 2017

Słowa infantylne.

W myślach punkt.
Niestabilny jeszcze.
Lecz już płyną.

Dobre prognozy przyjmuję,
na wiarę nie pragmatycznie.
Świat swój próbując kreować,
lirycznie mało praktycznie.

I choć to naiwne słowa,
inne być wcale nie muszą.
Dlaczego mam się przejmować
czy jakąś strunę poruszą?

Czy przywołają obrazy?
Czyjąś uwagę przykują?
Gdy wole po prostu marzyć,
swój własny świat kontemplując.

A że Ty jesteś w tym świecie,
wypada mi podziękować.
Że czasem pisze Ci wiersze,
zamiast po prostu całować.

Gdy pocałunki w marzeniach
zamieniał bym w żywe kwiaty.
Twój świat bym w łąkę zamienił,
kwiecistą upalnym latem.

Na traw kobiercu położył
i pieścił własnym oddechem.
By dotyk Ciebie nie trwożył.
Przyjmij mój oddech z uśmiechem.

A kiedy pierś Twą poruszy
ciche rozkoszy westchnienie.
Motyle z głębi mej duszy
znów zatrzepocą dla Ciebie.

Wiersz

Znów pisze wiersz,
zwykłymi słowami.
By bez słownika,
serca dotykać.

I pisze wiersz,
prostymi rymami.
Budując więź,
pomiędzy nami.

Kolejny wiersz,
dla wolnych myśli.
Bo kto to wie?
Co mogę wyśnić?

Więc pisze wiersz,
by coś zostało.
I tylko słów
ciągle zbyt mało.

Czerwone czy zielone?

czerwone-zielone kazali wybierać
ten w prawo ta w lewo a trzeci za nimi
wszystko nierealne wydaje się teraz
chociaż tyle szczęścia jeszcze jest na ziemi

nazwałaś mnie swą kokainą
urwanych życiu kilka minut

ja siedzę w swej norce
i po prostu żyje
piosenkę zaśpiewam
kawy się napije

to skojarzenia twoje
soczyste kawałki
dla siebie odkroję
spotkajmy się latem
gdzieś ...
po za tym światem

poniedziałek, 15 maja 2017

Modlitwa

Ty ,któryś pośród gwiazd na niebie.
I we mnie samym w tym momencie.
Dopomóż Panie.

Ty ,dla którego miary nie ma.
Bo jesteś nigdzie oraz wszędzie.
Dopomóż Panie.

Tobie marzenia me powierzam.
Ziarenko piasku ufne morzu.
Czy mi pomożesz?

W nieodgadnioną pustkę wołam.
Zawsze i wszędzie.
Czy przy mnie będziesz.

Choć na nic próżne me wołanie.
Wciąż cichuteńko Ciebie proszę.
Daj łaskę Panie.

A jeśli prawdą to się stanie.
Niechaj tak będzie tak zostanie.
Proszę Cię Panie.

Złakniony

Słowa jak mantra powtarzane.
Mogą się ziścić za Twym przyzwoleniem.
Kto pięknym słowom daje wiarę.
Czy znajdzie miłość? Czy cierpienie?

Bo za czym tęsknisz? Czego szukasz?
Ucha nadstawiasz, wypatrujesz.
Złakniony łatwo może ufać.
Lecz co jeżeli rozczaruje?

Ach słowa, słowa jakże piękne.
Czy piękne także będą czyny?
Nie jeden widać chętnie klęknie.
Licząc na rychłe zrękowiny.

Lecz za czym tęsknisz? Czego szukasz?
Czy jeszcze wciąż nie odnajdujesz?
Złakniony łatwo może ufać.
Ale złakniony więcej czuje.

niedziela, 14 maja 2017

Na drogi początku.

Nadal Cię widzę i wciąż myślę wierszem
A księżyc w oczach się Twoich odbija.
Czy dłonie Twoje ciągle czuję jeszcze?
Niechaj trwa chwila, nigdy nie przemija.

Przytul mnie głębiej a ja odwzajemnię.
Bo bardziej czuję z Tobą a nie w Tobie.
I jeszcze bliżej i bardziej tajemnie.
Gwiazdy tak płoną nam blaskiem w alkowie.

Dotknij mnie teraz, na pewno usłyszysz.
Każdym oddechem co ciszę rozdziera.
I serca biciem które nas kołysze.
Z jakim zachwytem znów oczy otwieram.

Sen to? Wspomnienie? Czy tylko marzenia?
A może jakaś tajemnica słodka?
Koniec? Początek? A czy to coś zmienia?
Nie ważna droga, gdy Cię na niej spotkam.

Cienie

I znów samotność tylko cienie pozostały.
Ten dzień kolejny, dogasa ciszą powoli.
Gdy pusty pokój chce wypełnić wspomnieniami.
Stare zapomnieć, lecz czy nowe mieć pozwolisz?

A ona była, chociaż sama nie wie po co.
Cicho, ukradkiem żeby nikt się nie dowiedział.
Chociaż ostrzegła bym nie marzył jedną nocą.
Czy ja nie marzę? Kłamstwo gdybym tak powiedział.

I ciągle czekam, wciąż nadziei wypatruje.
A czas ucieka, bo już nic się nie wydarzy.
Tobie opowiem. Ty mnie czule pocałujesz.
I dasz wspomnienie bym nie palił kalendarzy.

Ech marzenia. Po co mi one?
Zabawa w cienie co się zdają realne.
Kiedy wiem już, że nie zapomnę.
Gdy rozumiem, jakie wszystko banalne.

Koniczynka

Koniczynki czterolistnej znaleźć nie umiałem.
Wypatrując swoje oczy pośród łąk zieleni.
Lecz spotkałem Ciebie przecież. Od Ciebie dostałem.
Koniczynkę czterolistną może los mój zmieni.

Zawiedziony złą miłością co wszystko odbiera.
Przerażony swą przyszłością gdy szczęścia brakuje.
Koniczynkę czterolistną, prezent przyjaciela.
Wciąż przy sobie nosił będę.Niech mnie odczaruje.

Niech odmieni moje życie, bo ból ciągle rani.
Krótkie chwile zapomnienia serca nie uleczą.
Niebo nadal jest spowite czarnymi chmurami.
Sił brakuje by wciąż znosić niedolę człowieczą.

Ale siły zbierać trzeba i trzeba pracować.
Dużo łatwiej jest mi teraz gdy Ciebie wspominam.
Bo nadzieje mi przyniosłaś że warto próbować.
Na zwątpienie dobry sposób, mała koniczyna.

poniedziałek, 8 maja 2017

Białogłowa

Ach białogłowo!
Na rekach Cię nosić
i mówić wierszem.
To wszystko dla Ciebie.

Gdybym potrafił,
nie przestałbym prosić.
O uśmiech słodki
co serce raduje.

Byle by tylko
na skrzydłach miłości,
krwi jedna kropla
pióra nie splamiła.
Lecz krew się burzy
pod Twoim spojrzeniem.
A usta moje
dotyku spragnione.

I to uczucie
jest moim wiezieniem.
Ono mnie więzi?
Czy też jest więzione?
Ty jesteś źródłem.
Ja tylko pragnieniem.

Urbanizacja

Szary asfalt.

Przechodzisz po nim co dzień,
stanowczym rytmem szpilek.
Lecz cel uświęca środki.

Kiedyś tu była łąka
złakniona bosych stóp dotyku.
Ziemia rozgrzana słońcem.
Już to zmieniłaś, wszystko znikło.

I nie ma śladów na asfalcie.
Obcas nie robi żadnej rysy.
Choć w głębi ciągle serce bije,
to jego rytmu nie usłyszysz.

Anatomia

Więc po co?
Skoro w głowie są tylko słowa,
myśli luźne.
Lotem motyla,
stos kamieni poruszony.


A jednak drgnęły.

Szelestem piasku.
Przywołując nieznane
uderzają o siebie.
By ruszyć,
nie zatrzymać się już.

Mocy swej nie utracą.
Po wtóre ożywione
twoim spojrzeniem.
Nowy układ,
inne znaczenie.

Więc, po co?
Rzucam je wciąż
w tej potrzebie.
Patrząc jak rosną
w sercu twym.

Dla myśli luźnej.
Lotem motyla poruszonej,
Może wiesz?
Co czuję?
O czym nie wiem?

wtorek, 2 maja 2017

Dobranoc

Korektorem

Tylko białe linie.
Tam, gdzie spisałem marzenia.

Ślady po słowach,
zamalujesz kłamstwem.
Następna pokuta za grzechy.
Moje?
Nie, wydumane.
Widoczne zmieszaniem.

Pocałunkiem na usta kładziesz.
I tylko dżem jakiś gorzki,
kanapka nie syci.

Niepewny, własnymi myślami.
Kolejny kamień zawijasz w aksamit.
A jednak ciąży.

Materia gładka nie zwodzi,
lecz jeszcze pozwala się łudzić.
Wyrzuty mojego sumienia?
Spróbuj je znowu obudzić.

Gdy do snu się kładę.

Zagadka

Życie wciąż się upiera, aby brać je na serio.
Chociaż próbuję zwolnić, wrzucić czasem na luz.
Poszybować swobodnie, między niebem a ziemią.
Jednak siłą ciążenia zatrzymuje mnie grunt.

Niby biegnę swobodnie, gdzie poniosą mnie nogi.
Jednak patrzę roztropnie, by nie upaść na twarz.
Choć tak piękne są drzewa, które rosną wzdłuż drogi.
O rozrosłe korzenie się potykam nie raz.

Ale jednak wciąż biegnę, chociaż czasem to boli.
Myśląc, dokąd prowadzi ten nieznany mi szlak?
Popędzany przez życie, czy się dałem zniewolić?
Czy się tylko rozpędzam, by pofrunąć jak ptak.

Co?

A gdy już będę umiał pisać wiersze,
czy słowa przyjdą same?
Nie zapraszane,
odnajdą w wersach położenie.
Tworząc znaczenie, gdzie go nie ma.

Cóż więcej trzeba?

Tylko czy ja tam jeszcze będę?
Czy będą słowa potrzebować,
mego spojrzenia?
I czy zatęsknią gdy odejdę?
Opiszą łzy i przerażenie,
brakiem istnienia.