Opary złudzeń łzami spowite.
Aż po widnokrąg snuje się mgła.
Podarowane, marzenia odkryte.
Każdym oddechem rozwiewa wiatr.
Ta jesień przyszła niespodziewanie.
Choć przeczuwałem ją w spojrzeniu.
Odchodzisz teraz z wiatrem Kochanie.
Ku wyśnionemu przeznaczeniu.
A strach na wróble, jak to strach.
Na pustym polu pozostanie.
Może przyleci jakiś ptak?
Wiatr otrze łzę, słońce ogrzeje.
A kiedy spadnie pierwszy śnieg,
on będzie z tym uśmiechem stał.
Rozpromieniony twym wspomnieniem.
piątek, 7 lipca 2017
Napisałem
Smutne łzy szczęścia po policzkach płyną.
Kiedy tak patrzę, kamienne tablice.
Jawią się w sercu, za Twych słów przyczyną.
I krzew goreje jak moje źrenice.
Milimetr każdy, który nas oddziela.
Pokonać pragnę, a są ich tysiące.
I coraz trudniej jest mi słów dobierać.
I myśli coraz to bardziej gorące.
Błogosławiona poznania godzina.
I szukam tego któremu dziękować.
Obym jej nigdy nie musiał przeklinać,
lecz na kamieniu zapisał te słowa.
Kiedy tak patrzę, kamienne tablice.
Jawią się w sercu, za Twych słów przyczyną.
I krzew goreje jak moje źrenice.
Milimetr każdy, który nas oddziela.
Pokonać pragnę, a są ich tysiące.
I coraz trudniej jest mi słów dobierać.
I myśli coraz to bardziej gorące.
Błogosławiona poznania godzina.
I szukam tego któremu dziękować.
Obym jej nigdy nie musiał przeklinać,
lecz na kamieniu zapisał te słowa.
Subskrybuj:
Posty (Atom)