Rano przyjdzie doktor, a wieczorem ksiądz.
Stolarz poprzycinał już sosnowe deski.
Wkoło tylu ludzi, że nie ma gdzie siąść.
Więc się zapowiada mi pogrzeb królewski.
Twarze tak poważne, w oczach szklą się łzy.
Smucą się naprawdę, czy tylko markują?
Dla mnie to nieważne, ale jesteteś ty.
Czy tobie pomogą? Czy cię pożałują?
Uśmiechasz się do mnie, choć ktoś w kącie chlipie.
Próbujesz pocieszyć drżącymi ustami.
Przepraszam, że sama zostaniesz po stypie.
Nie mogę się z Tobą zamienić miejscami.
wtorek, 19 marca 2013
niedziela, 17 marca 2013
Horyzont zdarzeń
Tam z kolorowych marzeń, co nie dotrwały spełnienia.
Miliardy małych kropelek, gdy bańki się rozprysły.
Na projekcje umysłu, zmiażdżone siłą ciążenia.
Spadając w czeluść czarną, jeszcze na chwilę rozbłysły.
Blaskiem swym wypalając piętno na sensie istnienia.
Nie ma już nawet ich cienia, pozostaje czas przyszły.
I cały kosmos wewnętrzny, gotów do wypełnienia.
Zapalasz kolejne gwiazdy na moim nocnym niebie.
A ono jeszcze piękniejsze gdy wznoszę wzrok do góry.
I z coraz większą siłą przyciągasz mnie do siebie.
Pozwoliła mi miłość, wyrwać się z czarnej dziury.
Subskrybuj:
Posty (Atom)