O mnie

Moje zdjęcie
Czasem wierząc w ideały tracimy marzenia.

niedziela, 30 grudnia 2018

Wśród wielkich gmachów z kamiennymi posągami.






Czasem bywają takie sny,
człowiek się cieszy gdy się zbudzi.

Pamiętam kiedyś mi się śniło,
że gościem jestem dobrych ludzi.

A we śnie byłem jaki jestem.
Z umysłem jasnym, czystym sercem.
I ufny innym w swej dobroci.
Zatem naiwny przy tym wielce.

Dbały o honor i zasady.
(pojąłem później dla nich chore).
Oni złodziejskie mieli sztamy,
co nazywali je honorem.

Wydali we śnie dla mnie ucztę.
Z sutą zastawą, głośnym śpiewem.
To wódkę do mnie przepijali,
to się łamali ze mną chlebem.

Zanim szerokie ich uśmiechy
zmieniły w krzywe się grymasy.
Zdążyłem jakoś się połapać,
że już w kieszeniach nie mam kasy.

A gospodarze zatroskani,
więc się ich staram nie obrazić.
Widząc w ich oczach niemą groźbę.
Wiedząc ze więcej mogę stracić.

Wybiegłem szybko, goły, bosy.
Na brukowaną złem ulicę.
Wiatr smagał deszczem tak ponuro
obskurne, stare kamienice.

Biegłem szaleńczo i bez celu.
Próbując nie dotykać ludzi.
I wtedy to spotkałem ciebie.
I tak szczęśliwiem się obudził.



wtorek, 20 listopada 2018

Pokuta



Odejść, zapomnieć?
Zbyt wiele!
Myślałem "zabito poezję".
Nigdy jej we mnie nie było.
Tak czuję dzisiaj
i dnia każdego.


Jedynie słowa.
One umrzeć nie chcą.
Pod zaciśnięte powieki
jak łzy się wciskają.
Wyciekają ukradkiem.

Nie zdążyłem obetrzeć,
ze wstydem twarz odwracam.
Odchodzę, biegnę!
Zbyt ociężały,
ponad się nie wzniosę.

Drwij diable,
żem duszę zaprzedał.

czwartek, 13 września 2018

Ptaki



Tamten świat w oddali.
Z innej perspektywy
dzisiaj widzę życie.
Tak, jestem szczęśliwy.

I mógł bym wędrować...
Przed siebie, bez końca.
Więc mnie Panie prowadź,
wśród słońca promieni.
Do miejsc mi nieznanych,
gdzie szczęście na ziemi.

Gdzie ptaki śpiewają...
Nie sieją, nie orzą.
Prowadź mnie do ptaków.
Zboże już dojrzewa...
Do ptaków mnie prowadź.
Niech ma dusza śpiewa.

środa, 12 września 2018

Lustro



Jakże daleko odchodzę od siebie?

Choć słowa nadal znaczą mi tak wiele.
Te co radują i przez które płaczę.
Już nie pojmuję jak bardzo są szczere.
Czyżbym rozumiał je jednak inaczej?

Co do mnie mówią gdy się odnajduję?
Wcale nie pragnąc tego znalezienia.
A może pragnąc jak by jeszcze głębiej,
myśli posępnych co mogą mnie zmieniać.

-------------

Wiatr zieleń liści za oknem porusza.
Słońca promieniem mą radość maluje.
Lęk przyczajony że nadejdzie burza,
ułudy obraz żywiołem zrujnuje.

-------------

Krzyczę tak głośno, lecz ust nie otwieram.
Gdy słów już nie ma w bezmyślnym skowycie.
Pełznąc powoli w bagnie się zanurzam.
Z pod powiek cieknie przesolone życie.

Cieknie przez palce, kiedy twarz zasłaniam.
Pragnąc zatrzymać w dłoniach chociaż krople.
Tak wiele jeszcze mam do wysłuchania.
Zbyt mało słyszę jednak............

To okropne.

niedziela, 12 sierpnia 2018

Szok pourazowy.



Tak trudno wyjść z klatki,
gdy już się przywykło.

Okruchy wolności
rzucane przez kratę,
zjadałem ze smakiem.
Ale treser zniknął.
Nie będzie mi więcej
wymachiwał batem.

Jest przestrzeń.
Co z tego?
Skoro wyjść się boję.
Nie rozumiem jeszcze
co się wydarzyło.

Nie chcieliśmy przecież.
A teraz oboje
nie wiemy już nawet,
czy to była miłość?

Bez złości, tak chłodno
jak bym bilans robił.
Choć nic nie dodaję,
raczej odejmuję.

Niepewne są znowu
moje pierwsze kroki.
Kiedy nie wiem jeszcze,
co naprawdę czuję.

Trzebiatów



Na starej baszcie nie ma rycerzy.
Nie ma księżniczki w ceglanej wieży.
Lecz w Trzebiatowie każda ulica
czasów minionych pięknem zachwyca.

Wieża katedry nań patrzy z góry.
Chronią go stare obronne mury.
A tam na tynku słoń wydrapany,
kawał historii w kawałku ściany.

Chodząc tak sobie po Trzebiatowie
Choćby deszcz padał, możesz mi wierzyć.
Nie czujesz deszczu na mokrej głowie.
Więc go odwiedzić należy.

Ekologicznie o związku.

Mówisz...
Zmienimy klimat.

Jesień przyjdzie.
Liście pożółkną, mgły się wzniosą

A potem może będzie zima?
Kwiaty na oknach pędzlem mrozu.

A wiosna zbudzi się krokusem,
i zdejmie z łąki kołdrę śniegu.

By znowu latem śpiew skowronka,
tak bliski błękitnemu niebu.

Tak niby wszystko oczywiste.
Powoli, znika od niechcenia.

A może tylko niech śnieg pada,
skoro musimy klimat zmieniać.

wtorek, 26 czerwca 2018

Dniem i nocą.




Dojrzałem złote jabłko na szczycie jabłoni.
Setką małych diamentów skrzyło niezwykłym blaskiem.
Nierealnie dalekie dla moich chciwych dłoni.
Gdym nazbyt przysadzisty by wspiąć się na drzewo.
Nawet pies ogrodnika nie mógł mnie przegonić.
A ono  o późnym zmierzchu wzeszło gwiazdą na niebo.

Dojrzałem jasną gwiazdę pośród ich tysiąca.
Co lśniła cudnym blaskiem wśród bladych płomieni.
I jak zaczarowany patrzałem bez końca.
Bom nazbyt przysadzisty by wzlecieć pod niebo.
Nawet pierwszy blask słońca zachwytu nie zmienił.
Gdy gwiazda znów powoli wróciła na drzewo.

I widzę złote jabłko na szczycie jabłoni.
Jakiż piękny to widok dla serca i duszy.
Warto jest zapamiętać gdy za szczęściem gonisz.
Że czasem własna chciwość nie da ci dalej ruszyć.

niedziela, 3 czerwca 2018

Ostatnie namaszczenie

A gdy tak leżałem cierpiąc na łożu śmierci,
Poproszono do mnie człowieka.

Człowiek ten rzekł.
"Wyznaj swe grzechy a łatwiej będzie odejść ci z tego świata"

Początkowo potraktowałem to sceptycznie.
Ale z każdym słowem moja opowieść stawała się coraz bardziej wartka.
I wyznawałem swe grzechy, te najpiękniejsze ( dla innych nie warto było grzeszyć).
A człowiek tylko siedział, kiwał głową jak by ze zrozumieniem.
Coś tam mamrotał po cichu pod nosem.
Opowieść była długa.

Po chwili ciszy gdy skończyłem, człowiek zapytał.
"Czy szczerze żałujesz"

Z pełnym przekonaniem odparłem.
"Nie, nie żałuję niczego"

Usłyszałem wtedy.
"Nie mogę udzielić tobie w takim razie rozgrzeszenia"

"Nie szkodzi" odparłem.
"Miałeś rację dobry człowieku, teraz o wiele łatwiej żegnać mi się z życiem"

Uśmiechnąłem się, ostatni raz zamykając powieki.


sobota, 2 czerwca 2018

Dosłownie, bez przenośni.




Co mnie tak bardzo urzeka?
Tak silnie w Twoich słowach?
Że wsiadłbym chętnie do łodzi,
przez fale wielkie żeglował.

Poczułem już to wyzwanie,
co umysł uczyni hardym.
Wiem że w podróży wytrzęsie
i tyłek zrobi się twardy.

Spracują się moje ręce
w długiej podróży do Ciebie.
Ale raduje się serce,
że łodzią mą zakolebiesz.

niedziela, 27 maja 2018

Szkic


Nie usiądę z tobą na ławce.
I nie będę szeptał czułych słów.
Nawet nigdy cię nie zobaczę.
I nie dowiesz się dlaczego wzdycham.
Nie poczujesz smaku moich ust.
I nie będę cię nigdy dotykał.
Nawet gdybym był obok, tuż, tuż.
To nie trafię do twego pamiętnika.

Moich myśli nie możesz dogonić.
Lecz nie musisz ich wcale się bać.
Bo nie dotknę nigdy twojej dłoni.
Choć bym wcale tego nie unikał.
Przy mnie nic ci nie może się stać.
Zechcesz jestem, nie zechcesz to znikam.
Mało biorę, więcej mogę dać.
Bo mnie nie ma, jest tylko muzyka.

sobota, 26 maja 2018

Schizofrenia

Samotność.
Nie było nikogo.
I jeszcze bardziej nie ma.
Duszno choć pusto.
Jakby opadło wieko,
utęsknionej trumny.
A jednak ciasno.
I tylko głosy w głowie.
Nierealnie nienawistne.
Szydzą wydymając usta,
cuchnącym oddechem.
Może obetnę ucho,
nim się rozpadnę.
Nic nie pomoże.
Wiem.

W prześwitach świadomości...
Samotność!

poniedziałek, 21 maja 2018

Wenus

Że też nie jestem rzeźbiarzem.
Rzeźbił bym twoje ciało w glinie.
Wykuwał w marmurze
rysy twe alabastrowe.
By pozostały na dłużej.

Na wieczność całą.
Dla mnie.
Dla świata.


A gdybym był rzeźbiarzem.
Błądziły by dłonie
po tej szyi smukłej.
Formowały kibić.
Płynęły po linii bioder
pięknem świat uszczęśliwić.

poniedziałek, 2 kwietnia 2018

Życzenie


Wirują ziarenka piasku
i płatki śniegu na wietrze.
To wszystko moje marzenia.
Nie zliczę, tyle ich jeszcze.

Choć czasem trzęsła się ziemia,
czy kwiecie porwała woda.
Do kresu mego istnienia,
niech we mnie trwa ta pogoda.
Co wszystkie bruzdy wyrówna
i każdą kroplę osuszy.
Sosnowe deski dla truchła.
Niebiańskie pola dla duszy.
Lecz jeszcze chwilę zostanę.
Zanim czas przyjdzie wyruszyć.

A teraz ten świat ogrzeję,
ciepłym uśmiechem, spojrzeniem.
Z nadzieją że pozostanę,
na zawsze dobrym wspomnieniem.




poniedziałek, 29 stycznia 2018

Ballada " O człowieku który zniknął"

Tak sobie szedł przez życie.
Rozglądał dookoła.
Czasami o czymś marzył.
Czasami za czymś wołał.

A jednak szedł szczęśliwie.
Nie znając swojej drogi.
Z uśmiechem mijał ludzi.
Lekko go niosły nogi.

To ballada o człowieku który zniknąl.
Przepadł nagle jakby zapadł się pod ziemię.
Może myślał że się komuś zrobi przykro.
Że się zgubił i nie może znależć siebie.

To ballada o człowieku który zniknął.
Tak jak czasem w drodze gubi sie marzenia.
Może myślał że się komuś zrobi przykro.
A więc zniknął, lecz niczego to nie zmienia.

Gdy stanął na rozdrożu.
Właściwą wybrał stronę.
Ważne że wciąż iść może.
Że jeszcze nie skończone.

I w imię zasad swoich.
Szedł choć wiatr wiał mu w oczy.
Lecz on sie trudów nie bał.
I dalej śmiało kroczył.

To ballada o człowieku który zniknąl.
Przepadł nagle jakby zapadł się pod ziemię.
Może myślał że się komuś zrobi przykro.
Że się zgubił i nie może znależć siebie.

To ballada o człowieku który zniknął.
Tak jak czasem w drodze gubi sie marzenia.
Może myślał że się komuś zrobi przykro.
A więc zniknął, lecz niczego to nie zmienia.

Gdy nucę tę balladę.
Już wiem co było dalej.
W podrózy spotkał zdradę.
Sens drogi mu zabrali

Nie znam jego imienia.
Lecz nie zapomnę twarzy.
Odszedł bez "do widzenia."
Ten co już przestał marzyć.


To ballada o człowieku który zniknąl.
Przepadł nagle jakby zapadł się pod ziemię.
Może myślał że się komuś zrobi przykro.
Że się zgubił i nie może znależć siebie.

To ballada o człowieku który zniknął.
Tak jak czasem w drodze gubi sie marzenia.
Może myślał że się komuś zrobi przykro.
A więc zniknął, lecz niczego to nie zmienia.

poniedziałek, 22 stycznia 2018

Cisza

Cisza zapadła, zadumana,
Swój własny oddech, kontempluje.
Zmęczona krzykiem, nieistotnym.
Sensu istnienia, poszukuje.

Bezgłośnie płacze, niepotrzebna.
Wargi zagryzła, niesłuchana.
Tumultem piekła, zagłuszona.
Cierpi, krzykami, odrzucana.

Chętnie nieszczęsną uraduję.
Zatrzymam rozbiegane myśli.
Uszu nadstawię, oczekując.
Żeby samotnie ciszę wyśnić.

Małpa

Małpa ma głowę
i ma dłoń.
A dla ścisłości
nawet cztery.

Daj jej literki,
pewne to
że słów
ułoży od cholery.

A daj jej pędzel
płótna płat.
Stworzy
cudowne bohomazy.

W sztuce bohomaz
nie istnieje.
A co jest sztuką,
bez urazy?

Więc na co
Andy Warhol wpadł?
Co mówi
Duchamp w swej "fontannie"?

Jest dziełem sztuki
cały świat.
Darem jest
świata podziwianie.