Melancholia.... deszcz.
I znowu deszcz pada, przemokły nadzieje.
Dudni o parapet ciężkimi kroplami.
Smutek, melancholia? A jednak się śmieję.
Tak, cieszę się dzisiaj nawet jego łzami.
Nie może przeszkodzić mi chłód i kałuże.
Mam czarny parasol co przed deszczem chroni.
Więc mocno go złapie i przed siebie ruszę.
By odnaleźć zapach kwitnących jabłoni.
By ciszę odnaleźć nawet w sercu burzy.
Żeby móc zapomnieć wszystkie puste słowa.
Mokre kwiaty, zapach. Zostanę tam dłużej.
Nim czarny parasol znów do szafy schowam.