Gdy czarne z białym wymieszałem,
nie stało się szare.
Gorące uczucia, chłodne kalkulacje.
Jednak niedojrzałe.
Po białych klawiszach palce przebiegały,
mijając półtony.
A utwór niepełny, wciąż niedoskonały
i nieukończony.
Sekundy i tercje, oktawy i kwarty.
Septymy i nony.
Wszystkie interwały grywałem uparcie
w świecie wymarzonym.
Lecz kiedy się czarne z białymi spotkały,
wstrząsneły mym domem.
Z bielutkich okiennic na bruk się sypały
szyby potłuczone.
A deszcz padał, wiatr rozwiewał firanki.
Aż odżyły suche kwiaty w donicach.
Jego krople obudziły mnie rankiem.
Bym się czarnym i białym zachwycał.