O mnie

Moje zdjęcie
Czasem wierząc w ideały tracimy marzenia.

środa, 29 marca 2017

Powracając do Yorkshire.

Nadmiarem przeżyć, już powieki opadają.
Szafy witryna, coś mi kształtem przypomina.
Tak bezszelestnie się kontury rozmywają.
Przybył kolejny, czyżby była to Catherine?

Kobiercem wrzosów już okryte moje łoże.
Wiatr przenikliwy zaczął hulać po równinach.
Między wzgórzami snem wilgotnym mgła się płoży.
Wszystko  realne w nierealnym zapominam.

Znów wpadam w szpony odrzucanej namiętności.
Skryta natura, co swych praw się dopomina.
Alem nie Heathcliff, nie znajduje się w podłości.
tam gdzie jest skutek, zawsze musi być przyczyna.

Zapiski z podróży.

Uciekając przed sobą.
Napotkałem Cię w drodze,
która jeszcze nieznana.
Byś spojrzała w źrenice.

Zawróciłem wbrew prawu.
Sam je sobie nadałem
na zboczu wielkiej góry.
Określanej życiem.

Kiedy kołczan już pusty.
Tyle strzał połamanych.
Łez jedno przykazanie,
co ma zmienić spojrzenie.

Zatrzymałem się w drodze.
Znów marzeniom oddany,
tak bardzo nierealnym.
Jednak tak bliskim Ciebie.

I tak stoję na skraju,
nie bardzo przekonany.
Błąd ostatni popełniam?
Czym bliski zrozumienia?

Jedno czuje na pewno.
Ciągle zachodzą zmiany.
Tylko ta jedna prawda,
Co sie nigdy nie zmienia.

piątek, 24 marca 2017

Sowa

Jakże jest wątła myśl i jakże krucha?
Kto zasługuję na miano poety?
Kamienna sowa czy szepcze do ucha?
Niezbyt ją często ja słyszę niestety.

Kiedy nocami tak słowa spisuję.
Między gwiazdami bezszelestnie płynie.
I tylko skrzydeł lekki powiew czuję.
Co spać nie daje w tej późnej godzinie.

Jak nocne kwiaty zbierane przed świtem.
Mgłę zatrzymuję małą kroplą rosy?
Pewnie i można zaziębić się przy tym,
po mokrym kwieciu spacerując bosym.

Cień zamajaczył na księżyca tarczy.
Co noc się wilczo tak w niego wpatruję.
O sowach, wilkach już chyba wystarczy.
Pozbieram kwiaty i wam podaruję.

czwartek, 23 marca 2017

Wilk

Tak dobrze iść, przed siebie biec.
Jak stary wilk, jak dziki pies.
Samotnie żyć, tak groźnym być.
I wrogom w gardła zęby wbić.

Mieć wielką siłę w swoich kłach.
Czuć że podbiłem cały świat.
By księżycowi zawyć w twarz.
Ten jeden raz ,ostatni raz.

Z tęsknoty do stada.

wtorek, 21 marca 2017

Katastrofa

Bezsensowny ruch.
Potrącony kamyk
wolno ciągnie w dół.
Wcale się nie znamy.

On już prawie stał,
zatrzymał przez chwilę.
Nie wiedziałem jak
następny trąciłem.

I już mamy dwa.
Już większa ich siła.
Tak rodzi się strach.
Nie mogę ich wstrzymać.
Więc odwracam wzrok,
zapomnę na chwile.
Lecz teraz Twój krok
wywołał lawinę.

Zapomniałem już
motyle i kwiaty.
Gdy opadnie kurz,
to ich nie zobaczę.
Roztęskniony wzrok
pobiegnie po grani.

Nierozważny krok.
Kwiaty zabił kamień.

poniedziałek, 20 marca 2017

Natchnienie

Natchnienie.
Słowo magiczne.
Uczucie tak dziwne, prawie zapomniane.
A jednak przybywa gdy w duszy lirycznie.
Albo gdy nostalgia, wieczorem czy ranem.

Patrz obraz.
Realny. Dziś kaprysem moim.
Choć urzekający w błękitach, zieleni.
Jednak już przeminął, bo serce nie stoi.
Tamten wczoraj zginął, dzisiaj trzeba zmienić.

Stalowe kolory i czarne obłoki.
Już mniej cukierkowy, bardziej wyrazisty.
Tak przeszłość minęła. Jeśli Bóg pozwoli.
Jutro nowy stworzę, słoneczny, kwiecisty.

I podam go Tobie z kawą na śniadanie.
Jeżeli pozwolisz.
Pozwolisz?
Powstanie.

Zdjęcia

Mówisz bym zniszczył zdjęcia.
Lecz ja nic do nich nie mam
Błyszczące kartoniki.
Co przechowują wspomnienia.

To twój wyrzut sumienia.
Mych niespełnionych marzeń.
Zapomnieć wypad w góry?
Albo w nadmorskie plaże?

Dobrze że tutaj zostały .
Mają się u mnie świetnie.

Świat nie jest doskonały.
Jutro może być lepsze

Niczego oprócz wspomnień.
Po nich nie wmawiam sobie.
Ktoś inny będzie koło mnie?
I pewnie nowe zrobię...

niedziela, 19 marca 2017

Wędrówka

Idąc polną drogą
jej urok poznaję.
Chociaż tak nierówna
i niejeden kamień
obciera do bólu
nogi utrudzone.

A jednak wciąż idę,
czasami przystając.
Dla samej wędrówki.
Drogi co ją chłonę.

I w oczy już nie raz
kurz z drogi zawiało,
twarz słońce spaliło,
obiło mnie gradem.

Jednak ciągle idę
i różnie z tym bywa.
Czasem ledwie pełznę,
Z rzadka ciut podjadę.

Lecz co może znaczyć
i kurz i ten kamień?
Kiedy ciągle idę.
Inaczej nie mogę.

Dla samej wędrówki
co sensem się stała.
Dla świata poznania
przemierzając drogę.

Już wiem że nastąpi
wędrówki tej koniec.
Nie wiedząc co będzie,
gdy u kresu stanę.

Czy moje mdłe ciało
w ruczaju obmyją?
Czy truchło po polach
rozniosą szakale?

piątek, 17 marca 2017

Małe radości

Nie szalonym kowbojem albo z bajki rycerzem
tylko zwykłym człowiekiem z niezwykłymi myślami.
Który jednak potrafi z własnym losem się mierzyć,
wypełniając codzienność prostymi marzeniami.

Podróżując przez życie małych szukam radości,
bo wesoła jest dusza kiedy coś ją zachwyci..
I spisuje uczucia tak jak mogę najprościej,
aby chwile w tych słowach przemycić.

I nie ważne czy w dole, czy też znowu na górze,
Kiedy płaczę i kiedy się śmieje.
Tylko jedno jest ważne. to że ciągle mam duszę.
Kilka pragnień i ciche nadzieje.

czwartek, 16 marca 2017

Kokon

Jedwabną nicią przędziesz swój świat.
Cenny, maleńki skrawek przestrzeni.
Jest taki ciasny, miejsca w nim brak.
Lecz tam się chronisz, by cię nie zjedli.

Masz tylko jeden otwór maleńki.
Czasem ukradkiem przezeń spoglądasz.
Widzisz obrazy i słyszysz dźwięki.
Z innych kokonów na Bożych grządkach.

Lecz się nie lękaj, żaden zły ptak.
Nie pożre myśli, słów nie zadziobie.
Jest wielka siła, prawdziwy skarb.
Iskra natchnienia, którą masz w sobie.

Poznaj prawdziwą moc własnych słów.
Jedwabny kokon nie jest dla Ciebie.
Całym swym sercem przeżywaj cud.
Barwnym motylem lecąc po niebie.

Zegarek

Powiem, kiedyś to były zegarki.
Hipnotycznym biegiem sekundnika.
Czas się czuło, nie był taki wartki.
Z wyświetlaczy zbyt szybko umyka.

świetne dzieło rąk rzemieślnika.
Co w trybikach zostawił część duszy.
Nakręcany z pietyzmem wieczorem.
Biciem serca co noc pieści uszy.

Jest w rodzinie od dziada pradziada.
Tak przechodzi od ojca do syna.
Co pamięta? O czym opowiada?
Tik o śmierci. Tak o narodzinach.

Taki stary zegarek z dewizką.
Dzisiaj świat za czym innym szaleje.
Cóż? Odejdę, a on pozostanie.
Z duszy częścią, bo po to istnieje.

środa, 15 marca 2017

Smutny anioł












Spotkałem w drodze anioła.
Tułał się biedny po świecie.
Sam przestał wierzyć że zdoła
pod niebo kiedyś znów wzlecieć.

Historia jego jest długa
i rozciągnięta na wieki.
Zasługa to jest demona
do spółki ze złym człowiekiem.


Bo człowiek przez całe lata
piórko za piórkiem wyrywał.
A demon wciąż podpowiadał
żeby połamał mu skrzydła.

Cóż? Anioł jak to już anioł.
Tak mocno człowieka kochał.
Z demonem się zaprzyjaźnił,
choć często nocami szlochał.

Dziś może trochę podleci,
lecz drogo za to zapłacił.
Jednego tylko żałuje,
że swoją wiarę utracił.

Normalny

Serce mieć.
Przyśnić sen.
Rankiem chcieć
powitać dzień.
Jak poemat
życie brać.
Cieszyć się.
Radośnie trwać.
Zerwać móc
kolejny kwiat.
Szukać słów
poznając świat.

Trawy źdźbło
porywa wiatr.

Zbudziłem się.
Z nim idę.

Pokolenie

A po co myśleć?
Wystarczy, że się układa.
Klockami lego nauczeni piękna,
kochamy krzykliwe sześciany.

Równowaga już dawno w lamusie.
Narzekając na przemęczenie.
Gonimy za kolejną atrakcją,
uciekając przed ciszą.
***
A cisza przyszła nieoczekiwana.
Opadła na zmęczone ramiona,
Więc miotasz się bezwiednie.
Nie mogąc jej zrozumieć.

Sobotni wieczór w domu?
Bez fleszy i stroboskopów?
Myśli bez disco łomotu?
Bez ciał wijących się w tłumie?
***
Choć pokażę Ci gwiazdy.
Spójrz jak się księżyc uśmiecha.
W stawie rechoczą żaby,
szumią na wietrze liście.

Dlaczego boisz się ciszy?
Od niej się nie umiera.
Uciekasz z krzykiem od siebie
i zagubionych swych myśli.
***
Przywiązani do zegarków.
Tłuczemy lustra,
by zatrzymać czas.

Piękno

Samo w sobie , dla siebie.W swej istocie głębokiej.
Piękno tak bardzo piękne, kiedy serce urzeka.
I słów tutaj nie trzeba. Wystarczy bystrym okiem.
Umysłem ciut wrażliwszym przeciętnego człowieka.

Bo warto jest piąć się wyżej, żeby zobaczyć dalej.
Wyjść z zaścianka w szeroki horyzont.
A więc w miejscu nie stanę, znowu ruszę wytrwale.
Oczy tęsknią, gdy piękna nie widzą.

Dzisiaj w cichym pokoju wciąż raduje się dusza.
Widząc konie i owce na hali.
I to jedno wspomnienie które serce porusza.
Tak mi bliskie choć patrzę z oddali.

wtorek, 14 marca 2017

Uśmiech

Czasami trudno powiedzieć.
Myśli zbyt wiele kosztują.
Więc już nie myślę co będzie
i pisze po prostu czując.

Gdzieś na granicy pragnienia,
co może Ciebie zaskoczyć.
Jest uśmiech, co mnie odmienia,
głębokie spojrzenie w oczy.

Dla chwili, gdy się uśmiechasz.
Chętnie zapomnę o wszystkim.
Różami się przyoblekasz.
Kwiat róży, który tak bliski.

Różami w zielonym krzewie
w moim ogrodzie majowym.
Poznaję to o czym nie wiem,
bom wciąż odkrywać gotowy.

I tylko ten jeden uśmiech,
jak żebrak o uśmiech proszę.
I przytul mnie zanim uśniesz,
bo góry wtedy przenoszę.

Rycerz smętnego oblicza

Śpiewając pieśń o Dulcynei.
Postać gdzieś w mroku zmierza.
Wiedziony siłą swej nadziei.
Duch szalonego rycerza..

I chociaż kopie już połamał.
Ledwie na nogach stoi.
Tak wierny niepisanym prawom.
Wędrówki się nie boi.

Tego wszystkiego co już było.
Może mu nawet szkoda.
Lecz nadal mu przyświeca miłość.
W zasadach jest nagroda.

Gdy w drogę znowu chętnie ruszy.
Bo ma marzenia wielkie.
Czy znajdzie przystań dla swej duszy?
Czy też mu serce pęknie?

Siła



Zaśpiewaj mi wilku swą pieśń o wolności.
Kiedy przyjdzie walczyć niech duszę przenika.
Przed walką zatańczę pełen namiętności.
Obudzę w swej piersi serce wojownika.

Co było, minęło. tego już nie zmienię.
Ogon podkulony i oczy zamglone.
Może nazbyt długo ciskano kamienie.
Zapędzili w bagno, myśleli utonę.

Zaśpiewaj mi wilku. Niech serce znów bije.
Niechaj grunt poczuję, twardo na nim stanę.
Samotnie się tułam ale jeszcze żyje.
Choć bolą okropnie rany poszarpane.

Co było minęło, pora naprzód ruszyć.
Ta droga nieznana, a kroki niepewne.
Jednak siłę wilka wciąż czuję w swej duszy.
Wiem upadnę nieraz, ale nie polegnę.

Diagnoza

Teraz...
Teraz gdy już wiem,
czy łatwiej będzie?
Znów za moimi plecami.
Jeszcze nie przyszłaś,
lecz nie odejdziesz.

Mówią że jesteś blisko.
Od kiedy zjadam sam siebie?
Ty wiesz to wszystko.
A ja nic o Tobie nie wiem.
Tyle żeś mi przeznaczona.

Nie lęk lecz niepokój.
Przecież kocham słońce.
I nie lubię mroku.
A tam podobno mrok wszędzie.
Albo też nie ma niczego.
Ech. Bzdurne bajane.
Gdyby zapytać kogo?
Ale kto z grobu powstanie?

Nie ma odpowiedzi.
Gdzie odejdzie myśl każda?
Co wciąż we mnie siedzi?
Nic nie zostanie?

Wiem nie ucieknę.
I nie uciekam.
Może będziesz łaskawa
to do wiosny doczekam.
Z jej zielenią,
ptaków śpiewaniem.
Ale tego już nie wiem.
Wiosna taka daleka.

Wciąż zbyt wcześnie,
na pożegnanie.

poniedziałek, 13 marca 2017

Na portalu literackim.

Bezpańskie, samotne wiersze,
które istniały przez chwilę.
Wciąż nowe odkrywam jeszcze,
bo przecież jest tu ich tyle.

I zapomniani autorzy.
Kto wie co z nimi się dzieje?
Każdy część siebie tu złożył.
Marzenia, uczucia, nadzieje.

Utworów tych nikt już nie czyta,
lecz nadal są pełne treści.
Po co w nich grzebię? Ktoś spytał.
Przecież są nowi, lepsi.

Czy to ma jakieś znaczenie?
Przecież to wszystko już było.
Smutek, radość, cierpienie.
I oklepana miłość.
Wciąż je na nowo odkrywam.
Myśląc za każdym razem
i czując co ktoś przeżywał.
Słowem malując obrazy.

Uśmiecham się wtedy często.
Czasem serdecznie współczuję.
Od samozachwytu tu gęsto.
Ja tych, co odeszli żałuję.

Miś

Jak napisać o misiu pluszowym,
by na słowa łez krople nie padły?
Wigilijnym wieczorem spóźniony,
przyszedł smutek pojawił się nagle.

Gdy opłatek wciąż nie podzielony.
Puste miejsce, co przy stole czeka.
Choć wspomnienie tęsknoty nie koi,
lecz czas jakby ciut wolniej ucieka.

A więc siedzę, zasłuchany w ciszę
i próbuję układać życzenia.
Gdyby tylko mogły zmieniać życie.
Miś pluszowy. Miś do przytulenia.

środa, 8 marca 2017

Ad astra per aspera




A co jeśli się nie chce?
Lecz wewnętrzny przymus
dotkliwie jak kamyczek w bucie
zmusza by uwolnić słowa.
(dla tej z afisza przez wielkie P
której nie muszę hołdować)

Bluzgi jak kamienie
ciskane bezmyślnie,
co trafić nie mogą.
Pod własnym ciężarem
upadają stale.

Muszka, frak,
wiechcie słomiane,
kazały zaprzestać.
Myśli zakazane!
Jednak wre i kipi.
Pokrywkę unosi.
Wszystko inne bzdurą!
Nie będzie przeprosin!

Kamienie




Życie przepływa wartkim strumieniem.
A my w tym życiu jak te kamienie.
Powoli z nurtem się posuwamy.
Czasem o siebie się ocieramy.

Kiedy się otrze o Ciebie kamień.
To pozostawi na zawsze znamię.
I skutki tego są właśnie takie.
Że w końcu stajesz się otoczakiem.

Tak ślicznie gładki. Tak ułożony.
Wyszlifowali Cię z każdej strony.
To jedno budzi w twym sercu zamęt.
Że wyszlifować się nie dał diament.

wtorek, 7 marca 2017

Folwark

W starym folwarku Cię szukałem. Ale on jest opustoszały.
Dachy zapadły się, a ściany jak na cmentarzu ciche płyty.
Tylko owoce nie zbierane, na drzewach dawno już zdziczałych.
W ogrodzie zamiast róż pokrzywy. Wspomnienia i łez kilka przy tym.

W starym folwarku gdzieś na górze, szukałem tam chwil uniesienia.
Mógłbym pozostać w nim na dłużej zauroczony brzmieniem ciszy.
Wszedłem w pokrzywy owoc zbieram, słońce zachodzi obraz zmienia.
Wtem, światło w oknie co go nie ma. I zjawę widzę , ducha słyszę.

Ja jednak duchów się nie lękam, bo mniej złośliwe są niż żywi.
Czy miraż złudny? Że w tych dźwiękach przecudną tak melodię słyszę.
Pełni radości do swych włości przyszli włodarze nieprawdziwi.
Szaro dokoła, ptak nie ćwierka i żaden liść się nie kołysze.

Na powrót zatętniły życiem, opustoszałe za dnia mury.
Śpiewa kobieta, dziecko kwili i psa jakiegoś ujadanie.
I co prawdziwe? Pusty folwark? Czy ten księżycem malowany?
Pewnie znów rano słońce wzejdzie. Oto odpowiedź na pytanie.


Pokąsany

Ależ jest smutna dola poety,
co tylko po to ma talent.
Żeby nienawiść swą do kobiety
przedstawiać w wierszach wytrwale.

Po za tą złością on nic nie widzi.
Wszystkich bez przerwy strofuje.
Miłość, namiętność zawsze wyszydzi.
A ja mu tylko współczuję.

Z jakim borykać musi się bólem?
Jak mu samotność doskwiera?
Potraktowany kiedyś nieczule,
zapewne lęka się teraz.

Chociaż tak pisze, to nic nie szkodzi.
Gdy widać czego się boi.
A ze słów mocnych, słabość wychodzi.
Gdyż ran nie może zagoić.