Badania naukowe,
dawno dowiodły tego.
Że najbardziej brutalni
są z pozoru normalni,
ludzie z przerostem ego.
Tacy mili przyjaźni,
dobroduszni niezwykle.
Jeśli tylko się kłaniasz.
Jednak maskę odsłaniasz
mówiąc im słowa przykre.
Nie szukając przyczyny
w ślepą furie wpadają.
Z myślą jedną. Uderzę!
Własnym oczom nie wierzę
ale oni tak mają.
Nie ma w tym Twojej winy.
wtorek, 27 grudnia 2016
sobota, 24 grudnia 2016
Myśli jak jaskółki
Na dłoniach rosły mi kwiaty.
Karmiłem nimi ptaki.
Jaskółki szybkie, chyże
leciały coraz wyżej.
I unosiły w górę
te chwile co ponure.
Jest bukiet kwiatów w mej dłoni.
Cóż?
Przywiązałem się do nich
Karmiłem nimi ptaki.
Jaskółki szybkie, chyże
leciały coraz wyżej.
I unosiły w górę
te chwile co ponure.
Jest bukiet kwiatów w mej dłoni.
Cóż?
Przywiązałem się do nich
Słońce niech zawsze wysoko
Podziwiam kwiaty co je mróz wymalował.
Tęskniąc za latem, jednak szukam zalet.
Zimnego piękna tyle świt podarował.
Choć urok jego nie pociąga mnie wcale.
Tęskniąc za latem, jednak szukam zalet.
Zimnego piękna tyle świt podarował.
Choć urok jego nie pociąga mnie wcale.
Kolejne słowa już w ogień dorzucam.
By upodobnić uczucie do słońca.
Co swoim tchnieniem płomienie rozbudza.
Kruszeją lody pod wpływem gorącą.
By upodobnić uczucie do słońca.
Co swoim tchnieniem płomienie rozbudza.
Kruszeją lody pod wpływem gorącą.
Wbrew zimnej porze znów śpiewają ptaki.
Kiedy w ogrodzie twym tętniąca zieleń.
W tym się znajduję, jestem właśnie taki.
Jawy i snów podług pór nie dzielę.
Kiedy w ogrodzie twym tętniąca zieleń.
W tym się znajduję, jestem właśnie taki.
Jawy i snów podług pór nie dzielę.
Bo tyle świata ile złapię w dłonie.
Kładę na sercu i wierszem przynoszę.
By pory roku zapomniały o mnie.
Przyjdź do mnie latem, o to jedno proszę.
Kładę na sercu i wierszem przynoszę.
By pory roku zapomniały o mnie.
Przyjdź do mnie latem, o to jedno proszę.
piątek, 23 grudnia 2016
Śnieg
Na święta niech spadnie śnieg.
Stłumi szaleńczo zabiegane kroki.
Szare złe barwy pokryje biel.
Dla opętanych świątecznym amokiem,
co już w marketach kolędy nie słyszą.
Złym wzrokiem patrzą i warczą na siebie.
Niechaj śnieg spadnie stęsknionym za ciszą.
Chwilą wytchnienia, opłatkiem w potrzebie.
Blaskiem choinki przystrojonej cudnie,
ciepłem rodzinnym w domowym zaciszu.
Cichą modlitwą odmawianą wspólnie.
Pośród gałązek się świerków kołyszą,
zgubione w biegu dziecinne marzenia.
Niechaj powrócą skrzydłami anioła.
Kiedy śnieg spadnie, spełnią się życzenia.
A pierwsza gwiazdka, wspomnienia przywoła.
Stłumi szaleńczo zabiegane kroki.
Szare złe barwy pokryje biel.
Dla opętanych świątecznym amokiem,
co już w marketach kolędy nie słyszą.
Złym wzrokiem patrzą i warczą na siebie.
Niechaj śnieg spadnie stęsknionym za ciszą.
Chwilą wytchnienia, opłatkiem w potrzebie.
Blaskiem choinki przystrojonej cudnie,
ciepłem rodzinnym w domowym zaciszu.
Cichą modlitwą odmawianą wspólnie.
Pośród gałązek się świerków kołyszą,
zgubione w biegu dziecinne marzenia.
Niechaj powrócą skrzydłami anioła.
Kiedy śnieg spadnie, spełnią się życzenia.
A pierwsza gwiazdka, wspomnienia przywoła.
Radosnych Świąt Tobie Życzę.
czwartek, 22 grudnia 2016
Bałwan
i ta zima jest jakaś skopana.
Palce czarne zgrabiały na deszczu,
lecz chcę z błota ulepić bałwana.
Stary garnek, kawałek marchewki
a w kieszeni mam białe guziki.
Choć przechodnie stukają się w czoło,
brnąc przez błoto nierównym chodnikiem.
Jednak lepię z tej ziemi i trawy,
bo już mierzi mnie ta mokra zima.
Czym szaleństwo czy wolność objawił?
Lecz nim skończę nic mnie nie powstrzyma.
Złe spojrzenia przechodniów na drodze,
zimne krople płynące po twarzy.
By móc spojrzeć z ciepłego pokoju
na bałwana który mi się marzył.
niedziela, 18 grudnia 2016
Sztuka wyrażania myśli.
Czy ma znaczenie co jeszcze napiszę
i czy jest ważne to co jeszcze zrobię?
Czasami lepiej jest zachować ciszę
a już najlepiej jest zamknąć się w sobie.
Mówiąc słowami których nikt nie słucha
i czyniąc gesty co są bez znaczenia.
Czy jeszcze warto krzyczeć i wybuchać,
skoro właściwie to nic się nie zmienia?
Choć nikt nie słucha a każdy chce mówić,
pełen pretensji że nie jest słuchany.
Pośród hałasu tak łatwo jest zgubić,
sens który ginie zwykłym biciem piany.
Więc po co warczeć i dlaczego kąsać?
Jakże pokraczne i niskie są szczyty
sypane piaskiem swej znakomitości.
Choć lizusostwem często są podszyte
by móc nadymać tę manię wielkości.
i czy jest ważne to co jeszcze zrobię?
Czasami lepiej jest zachować ciszę
a już najlepiej jest zamknąć się w sobie.
Mówiąc słowami których nikt nie słucha
i czyniąc gesty co są bez znaczenia.
Czy jeszcze warto krzyczeć i wybuchać,
skoro właściwie to nic się nie zmienia?
Choć nikt nie słucha a każdy chce mówić,
pełen pretensji że nie jest słuchany.
Pośród hałasu tak łatwo jest zgubić,
sens który ginie zwykłym biciem piany.
Więc po co warczeć i dlaczego kąsać?
Jakże pokraczne i niskie są szczyty
sypane piaskiem swej znakomitości.
Choć lizusostwem często są podszyte
by móc nadymać tę manię wielkości.
sobota, 17 grudnia 2016
Kwiat
Jak w kwiecie białym, płatków w koronie.
Tak doskonałych dotykać mogę...
Wiatr zawiał,słowa uniósł w dal.
Chwila zachwytu została.
I tak bym stał.
Puki łza nie wyschnie.
Uczuć kropla tak mała.
A znaczy wiele.
Słońce znów świeci.
Rosę osuszy.
Znów się weselę.
Inaczej przecież...
Głębiej w oczy spoglądam.
Delikatniej dotykam.
Może tak było zawsze?
Tylko siebie nie znałem.
Teraz na kwiaty patrzę.
A radość wskroś przenika.
Gdyby zatrzymać chwilę,
tej radości na zawsze.
Tak doskonałych dotykać mogę...
Wiatr zawiał,słowa uniósł w dal.
Chwila zachwytu została.
I tak bym stał.
Puki łza nie wyschnie.
Uczuć kropla tak mała.
A znaczy wiele.
Słońce znów świeci.
Rosę osuszy.
Znów się weselę.
Inaczej przecież...
Głębiej w oczy spoglądam.
Delikatniej dotykam.
Może tak było zawsze?
Tylko siebie nie znałem.
Teraz na kwiaty patrzę.
A radość wskroś przenika.
Gdyby zatrzymać chwilę,
tej radości na zawsze.
piątek, 16 grudnia 2016
Przepierka
Ja dzisiaj nic nie napiszę.
Nie mogę usłyszeć głosu.
Hałas rozprasza mą ciszę.
Wciąż widzę obraz chaosu.
I nie ma przy mnie anioła.
Szatana przy mnie też nie ma.
Jest tylko pustka zamglona.
Milczę bo krzyku nie trzeba.
Bezbarwna jakaś ma dusza.
Troskami życia wyprana.
Jak ją na sznurku zawieszę.
To może wyschnie do rana.
Nie mogę usłyszeć głosu.
Hałas rozprasza mą ciszę.
Wciąż widzę obraz chaosu.
I nie ma przy mnie anioła.
Szatana przy mnie też nie ma.
Jest tylko pustka zamglona.
Milczę bo krzyku nie trzeba.
Bezbarwna jakaś ma dusza.
Troskami życia wyprana.
Jak ją na sznurku zawieszę.
To może wyschnie do rana.
czwartek, 15 grudnia 2016
Koncert
Smyczkiem jestem,
co dla wiolonczeli.
Bez siebie prawie nic.
Nasze istoty rozdzielić
a nie usłyszysz muzyki.
Strun delikatnie dotykam,
dźwięki dobywam z głębi
duszy Twej.
Płyną wibracje rozkoszy
z coraz to większą pasją.
Bardziej odważnie, donośnie.
Rytmem szybkim, głebokim.
Niech nas melodia unosi,
nigdy nie kończy szalona.
Struny płoną namiętnie.
Smyczek iskrami tryska.
Powoli cichnie muzyka.
Z wolna melodia dogasa.
Jeśli pozwolisz odczekać
i żadna struna nie pęknie.
Znów zagram Tobie namiętnie,
dziką melodię czardasza.
co dla wiolonczeli.
Bez siebie prawie nic.
Nasze istoty rozdzielić
a nie usłyszysz muzyki.
Strun delikatnie dotykam,
dźwięki dobywam z głębi
duszy Twej.
Płyną wibracje rozkoszy
z coraz to większą pasją.
Bardziej odważnie, donośnie.
Rytmem szybkim, głebokim.
Niech nas melodia unosi,
nigdy nie kończy szalona.
Struny płoną namiętnie.
Smyczek iskrami tryska.
Powoli cichnie muzyka.
Z wolna melodia dogasa.
Jeśli pozwolisz odczekać
i żadna struna nie pęknie.
Znów zagram Tobie namiętnie,
dziką melodię czardasza.
środa, 14 grudnia 2016
Sted
Na górskiej polanie ponad obłokami.
Gdzie ciepło słońca pieści moje ciało.
Siedzę własnymi zajęty myślami.
Myślę o Tobie, tym co pozostało.
Takim jak byłeś, szalony,prawdziwy.
Swoją poezje zamieniłeś w życie.
W całym bełkocie intelektualnym.
Fałszywych mistrzów siedzących na szczycie.
Co w fałsz zmieniają autentyk uczucia.
I zastępują szkolonym rzemiosłem.
Kropka, przecinek.
Przynieś, wynieś, usiądź.
Zawsze sam byłeś, ponad to się wzniosłeś.
Gdzie ciepło słońca pieści moje ciało.
Siedzę własnymi zajęty myślami.
Myślę o Tobie, tym co pozostało.
Takim jak byłeś, szalony,prawdziwy.
Swoją poezje zamieniłeś w życie.
W całym bełkocie intelektualnym.
Fałszywych mistrzów siedzących na szczycie.
Co w fałsz zmieniają autentyk uczucia.
I zastępują szkolonym rzemiosłem.
Kropka, przecinek.
Przynieś, wynieś, usiądź.
Zawsze sam byłeś, ponad to się wzniosłeś.
I tak cierpiałeś w swojej samotności.
W darze dla świata swoją śmierć przyniosłeś.
Linę odcięto, pogrzebano ciało.
Świat ruszył dalej, teraz się zachwycił.
+++
Pamięci Edwarda Stachury
Linę odcięto, pogrzebano ciało.
Świat ruszył dalej, teraz się zachwycił.
+++
Pamięci Edwarda Stachury
wtorek, 13 grudnia 2016
Anioł
Wciąż wędrują wymęczone anioły
z koszyczkami pełnymi opłatków.
Na ich twarzach uśmiech wymuszony.
I ból stóp co nie daje zapomnieć.
Patrzę właśnie jak anioł zmęczony
beznamiętnym spojrzeniem omiata,
twarze ludzi jakby zagubionych
z prezentami dla całego świata.
Może mały dzieciak w domu czeka
tak stęskniony za uśmiechem matki.
I dlatego matka nie narzeka
gdy dzień cały sprzedaje opłatki.
Czemu ludzie tego nie widzicie
podliczając świąteczne debety?
Jak przewrotne potrafi być życie.
Jaki anioł z tej silnej kobiety.
niedziela, 11 grudnia 2016
Przechodniu
za coś mnie losie pokarał
taką wrażliwą duszą
jakże jestem zazdrosny
tym co bez myśli istnieją
przełkną popiją zagłuszą
protesty swego sumienia
a ja rozwieszam na sznurze
przeprane wątki swych myśli
kropla kapnęła na chodnik
zdepczesz nie patrząc ku górze
taką wrażliwą duszą
jakże jestem zazdrosny
tym co bez myśli istnieją
przełkną popiją zagłuszą
protesty swego sumienia
a ja rozwieszam na sznurze
przeprane wątki swych myśli
kropla kapnęła na chodnik
zdepczesz nie patrząc ku górze
na gacie stare wytarte
na cerowane skarpety
nie dostrzegając poety
na cerowane skarpety
nie dostrzegając poety
Kustosz
jestem sam
zakurzone wspomnienia na strychu
(skarby dawno zapomniane)
otwieram delikatnie
umysł szeleści
wygląda inaczej
zakurzone wspomnienia na strychu
(skarby dawno zapomniane)
otwieram delikatnie
umysł szeleści
wygląda inaczej
myśli dawno nie czytane
odmiennie brzmią
lecz znajomo
kiedyś moje
pożółkły
odmiennie brzmią
lecz znajomo
kiedyś moje
pożółkły
smagane losem
zblakły
drobinami doświadczeń pokryte
wznoszą się
płoszone oddechem
chcą zabłysnąć przez chwilę
w księżycowym blasku
opadają u stóp
by zniknąć
zblakły
drobinami doświadczeń pokryte
wznoszą się
płoszone oddechem
chcą zabłysnąć przez chwilę
w księżycowym blasku
opadają u stóp
by zniknąć
ciągle szukam
Rysunek
Pisane na wodzie wielkie arcydzieło.
Nikt go nie ogląda, nikogo nie tknęło.
Patykiem na piasku wypisane słowa.
Ale przyszła fala, piasek je pochował.
Na flecie cichutko wygrywane nuty.
Giną w zgiełku miasta, trel staje się głuchy.
Zobaczone we śnie cudowne obrazy.
Obudzę się rano i dzień je zamaże.
Jakże bezowocne te wszystkie natchnienia.
Rozpalają serce, w gołębia się zmieniam.
A potem powoli zamieniam się w kruka.
Nie szukaj w tym sensu, bo ja go nie szukam.
Dla siebie, dla świata jeden podarunek.
Aby móc słowami przekazać rysunek.
Żeby w tych literkach zawrzeć moc przekazu.
Daj Boże spełnienie w pisaniu obrazu.
Nikt go nie ogląda, nikogo nie tknęło.
Patykiem na piasku wypisane słowa.
Ale przyszła fala, piasek je pochował.
Na flecie cichutko wygrywane nuty.
Giną w zgiełku miasta, trel staje się głuchy.
Zobaczone we śnie cudowne obrazy.
Obudzę się rano i dzień je zamaże.
Jakże bezowocne te wszystkie natchnienia.
Rozpalają serce, w gołębia się zmieniam.
A potem powoli zamieniam się w kruka.
Nie szukaj w tym sensu, bo ja go nie szukam.
Dla siebie, dla świata jeden podarunek.
Aby móc słowami przekazać rysunek.
Żeby w tych literkach zawrzeć moc przekazu.
Daj Boże spełnienie w pisaniu obrazu.
sobota, 10 grudnia 2016
śpij
śpij słodko moje Kochanie
proszę
nie budź się jeszcze
w ten ponury poranek
chmury zmęczone deszczem
a ja
siedzę tak cicho
że oddechu nie słyszę
więc się nie budź Kochanie
czekaj
wiersz Ci napiszę
podam go na śniadanie
tak jak kawę z uśmiechem
ale zanim powstanie
niechaj sen Cię kołysze
tylko proszę Cię
nie budź się
nazbyt wcześnie Kochanie
sercem patrzę na Ciebie
i uśmiecham się w ciszę
proszę
nie budź się jeszcze
w ten ponury poranek
chmury zmęczone deszczem
a ja
siedzę tak cicho
że oddechu nie słyszę
więc się nie budź Kochanie
czekaj
wiersz Ci napiszę
podam go na śniadanie
tak jak kawę z uśmiechem
ale zanim powstanie
niechaj sen Cię kołysze
tylko proszę Cię
nie budź się
nazbyt wcześnie Kochanie
sercem patrzę na Ciebie
i uśmiecham się w ciszę
Subskrybuj:
Posty (Atom)