Dachy zapadły się, a ściany jak na cmentarzu ciche płyty.
Tylko owoce nie zbierane, na drzewach dawno już zdziczałych.
W ogrodzie zamiast róż pokrzywy. Wspomnienia i łez kilka przy tym.
W starym folwarku gdzieś na górze, szukałem tam chwil uniesienia.
Mógłbym pozostać w nim na dłużej zauroczony brzmieniem ciszy.
Wszedłem w pokrzywy owoc zbieram, słońce zachodzi obraz zmienia.
Wtem, światło w oknie co go nie ma. I zjawę widzę , ducha słyszę.
Ja jednak duchów się nie lękam, bo mniej złośliwe są niż żywi.
Czy miraż złudny? Że w tych dźwiękach przecudną tak melodię słyszę.
Pełni radości do swych włości przyszli włodarze nieprawdziwi.
Szaro dokoła, ptak nie ćwierka i żaden liść się nie kołysze.
Na powrót zatętniły życiem, opustoszałe za dnia mury.
Śpiewa kobieta, dziecko kwili i psa jakiegoś ujadanie.
I co prawdziwe? Pusty folwark? Czy ten księżycem malowany?
Pewnie znów rano słońce wzejdzie. Oto odpowiedź na pytanie.