Tak wolny!
Kamień pochwyciłem,
ku niebu dłonie wznosząc.
Tańcem szalonym ruszyłem.
Lękom w przekorze
zbratany z nocą.
Złe chmury
niebo przysłoniły.
Rosząc mokrymi gwiazdami
skronie, rytmem tętniące.
I dłonie w górze.
W dłoniach kamień.
Już burza
trwoży swiat zlękniony.
Wciąż bezlitośnie krople młócę.
Kamieniem burzę rozpędzając>
I wściekłym tańcem,
za swą duszę.
Bezczelnie,
wciąż wiruję tańcem.
Szaleńczym pląsem i podskokiem.
Jedynie pęd co wewnątrz żywy,
widoczny obelżywym okiem.
Co karać będzie
za swawolę.
A ja? Mam kamień co ma duszę.
Odebrać sobie nie pozwolę!
poniedziałek, 6 lutego 2017
Kosmosem moim
Za spadającą gwiazdą,
którą gonisz spojrzeniem.
Jak bardzo teraz ważne
niewysłowione marzenie.
Tak delikatnie drżącą
dłonią twą szyję muskam.
Odwracasz do mnie oczy,
znów się spotkały usta.
Przez chwilę zapomniałem,
że się tak dobrze znamy.
Znów jakby po raz pierwszy,
tysięczny raz oddany.
I trwamy tak uściskiem,
jednego serca brzmieniem.
Wciąż chwilę przeciągamy.
Po co wracać na ziemię?
którą gonisz spojrzeniem.
Jak bardzo teraz ważne
niewysłowione marzenie.
Tak delikatnie drżącą
dłonią twą szyję muskam.
Odwracasz do mnie oczy,
znów się spotkały usta.
Przez chwilę zapomniałem,
że się tak dobrze znamy.
Znów jakby po raz pierwszy,
tysięczny raz oddany.
I trwamy tak uściskiem,
jednego serca brzmieniem.
Wciąż chwilę przeciągamy.
Po co wracać na ziemię?
Subskrybuj:
Posty (Atom)