Drobne białe kuleczki,
spękane doświadczeniem.
Na ziemię spadają z impetem.
Dzwonią o dach blaszany.
Pod który uciekłem przed bólem,
chłodnymi ciosami zadanym.
Patrzę, słucham w zachwycie.
Siły żywiołu się lękam.
Lecz mnie pociąga skrycie
moc która chaos ten tworzy.
Co lodu korali dywan
na czerni asfaltu kładzie.
Jedna trwoga i piękno.
Wiatr już chmury odgania.
Grozy wrażenie przemija.
Tylko chłodne powietrze
po burzy tak krystaliczne.
Cisza jaka gwałtowna.
Letniego słońca promienie
znów myśli moje ogrzeją.
Jeszcze refleksy w kałużach
zostały.
I to wspomnienie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz