Mimo wszystko.
Jednak słońce wzeszło.
Gdy przekroczyłem bariery.
Przecież musiałem.
Choć lękam się groźnego pomruku.
Jeszcze nie przeszło.
Jednak spojrzałem głębiej wtedy.
Cyklon poznałem.
Siłę jego nie słysząc już huku.
A niebo ponad takie błękitne.
Choć wokół tylko chmur ściany.
Jakby zebrały się myśli wszystkie.
I w środku ja zadumany.
Wiruje wiatrem porwane życie.
Tak prowadzony gdzieś zmierzam.
Patrzę na skutki w lęku zachwycie.
Lecz czy to ja tak uderzam?
Tylko ten cyklon, on daje siłę.
By się nie godzić z miernotą.
Nie raz upadłem, jednak przeżyłem.
Nie wiem, czy właśnie po to?
( by dać nadzieje na lepsze
gdy delikatnym zefirkiem
jak dotyk ciepłe powietrze
i zapominasz na chwilkę )
Właściwie po co przybyłem?
Może kiedyś odejdę?
Jednak już zwyciężyłem.
Kiedy tak z wiatrem biegnę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz