Nadmiarem przeżyć, już powieki opadają.
Szafy witryna, coś mi kształtem przypomina.
Tak bezszelestnie się kontury rozmywają.
Przybył kolejny, czyżby była to Catherine?
Kobiercem wrzosów już okryte moje łoże.
Wiatr przenikliwy zaczął hulać po równinach.
Między wzgórzami snem wilgotnym mgła się płoży.
Wszystko realne w nierealnym zapominam.
Znów wpadam w szpony odrzucanej namiętności.
Skryta natura, co swych praw się dopomina.
Alem nie Heathcliff, nie znajduje się w podłości.
tam gdzie jest skutek, zawsze musi być przyczyna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz