Wtedy to było.
Gdy świat już nie istniał,
a przestrzeń całą wypełniła pustka.
Rozpromieniły Cię me ramiona
i krzyk rozkoszy zamknęły me usta.
Gdy świat już nie istniał,
a przestrzeń całą wypełniła pustka.
Rozpromieniły Cię me ramiona
i krzyk rozkoszy zamknęły me usta.
Tak zasłuchani własnej krwi tętnieniu,
rozkołysani zwieńczeniem pragnienia.
Nagle zastygli ekstazy olśnieniem.
Wytrwali moment zatrzymać olśnienia,
by uczcić chwilę wstrzymanym oddechem.
Zmysły gorące zatrzymać w ich pędzie,
rzecz niepodobna kiedy już poniosły.
Spienioną falą obmywa nas morze.
Białe grzywacze pod niebo urosły.
Wolno idziemy w objęcia tajfunu,
smakując dotyk jakby bez pamięci.
Umysł odpływa za krawędź rozumu,
a błysk olśnienie tak rozkosznie nęci.
By uczcić chwilę wstrzymanym oddechem.
rozkołysani zwieńczeniem pragnienia.
Nagle zastygli ekstazy olśnieniem.
Wytrwali moment zatrzymać olśnienia,
by uczcić chwilę wstrzymanym oddechem.
Zmysły gorące zatrzymać w ich pędzie,
rzecz niepodobna kiedy już poniosły.
Spienioną falą obmywa nas morze.
Białe grzywacze pod niebo urosły.
Wolno idziemy w objęcia tajfunu,
smakując dotyk jakby bez pamięci.
Umysł odpływa za krawędź rozumu,
a błysk olśnienie tak rozkosznie nęci.
By uczcić chwilę wstrzymanym oddechem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz