Jak cichy szept, na wodzie koła.
Jak lekki dreszcz,wyrazić nie zdołam.
Kolejny dzień już kusi i woła.
I tylko cień się zbudzić nie zdołał.
Za oknem mrok, wtóruje tej ciszy.
Tak lekki krok, że nikt go nie słyszy.
I kawy łyk, by wyjść z odrętwienia.
Powoli noc w poranek się zmienia.
Poranny chłód igłami na skórze.
I gdybym mógł i głębiej i dłużej.
Dotykać noc swoimi zmysłami.
By poznać los, co jeszcze przed nami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz