człowiek się cieszy gdy się zbudzi.
Pamiętam kiedyś mi się śniło,
że gościem jestem dobrych ludzi.
A we śnie byłem jaki jestem.
Z umysłem jasnym, czystym sercem.
I ufny innym w swej dobroci.
Zatem naiwny przy tym wielce.
Dbały o honor i zasady.
(pojąłem później dla nich chore).
Oni złodziejskie mieli sztamy,
co nazywali je honorem.
Wydali we śnie dla mnie ucztę.
Z sutą zastawą, głośnym śpiewem.
To wódkę do mnie przepijali,
to się łamali ze mną chlebem.
Zanim szerokie ich uśmiechy
zmieniły w krzywe się grymasy.
Zdążyłem jakoś się połapać,
że już w kieszeniach nie mam kasy.
A gospodarze zatroskani,
więc się ich staram nie obrazić.
Widząc w ich oczach niemą groźbę.
Wiedząc ze więcej mogę stracić.
Wybiegłem szybko, goły, bosy.
Na brukowaną złem ulicę.
Wiatr smagał deszczem tak ponuro
obskurne, stare kamienice.
Biegłem szaleńczo i bez celu.
Próbując nie dotykać ludzi.
I wtedy to spotkałem ciebie.
I tak szczęśliwiem się obudził.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz