A gdy tak leżałem cierpiąc na łożu śmierci,
Poproszono do mnie człowieka.
Człowiek ten rzekł.
"Wyznaj swe grzechy a łatwiej będzie odejść ci z tego świata"
Początkowo potraktowałem to sceptycznie.
Ale z każdym słowem moja opowieść stawała się coraz bardziej wartka.
I wyznawałem swe grzechy, te najpiękniejsze ( dla innych nie warto było grzeszyć).
A człowiek tylko siedział, kiwał głową jak by ze zrozumieniem.
Coś tam mamrotał po cichu pod nosem.
Opowieść była długa.
Po chwili ciszy gdy skończyłem, człowiek zapytał.
"Czy szczerze żałujesz"
Z pełnym przekonaniem odparłem.
"Nie, nie żałuję niczego"
Usłyszałem wtedy.
"Nie mogę udzielić tobie w takim razie rozgrzeszenia"
"Nie szkodzi" odparłem.
"Miałeś rację dobry człowieku, teraz o wiele łatwiej żegnać mi się z życiem"
Uśmiechnąłem się, ostatni raz zamykając powieki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz